Jestem przeciwniczką przemocy, ale mojego przyjaciela o
imieniu Caga Tió w tym roku lanie nie ominęło. Tłukłam go kijem przez bite pół godziny, aż w końcu oddał to co
miał cennego. Ale chwilka… Czy wy w ogóle wiecie kim jest caga tio?
To czworonożny pieniek z uśmiechniętą twarzyczką w czerwonej
czapeczce i nosku z małego drewnianego palika. Nie, nie – to nie pieniek
pieńkowej damy w wersji świątecznej. To Pan Pieńkowski – prosto z Katalonii, któremu
można spokojnie przed Świętami upchać pod ciałko słodycze, nasmarować go mocno czosnkiem
i cebulą, a następnie zakryć obrusem. A to po to, aby w wigilijny wieczór zgromadzić się
wspólnie wokół Pieńkowskiego i dać mu porządne lanie bambusowymi kijami lub
jakimi macie w zanadrzu. To tradycja świąteczna, przywieziona z jednej z moich wypraw do Katalonii.
Ja w tym roku biłam Pieńkowskiego wyjątkowo głośno, aż zleciała się sąsiadka Pani Wiesia, która niestety nic nie
zrozumiała z tego, że Pan Pieniek musi wydalić to co ma, bo inaczej spotka go
marny los i wyląduje za oknem. Pieńkowski polubił mnie, ja Pieńkowskiego i tak
co święta spuszczam mu porządne lanie bambusowym kijem, aż odda mi to co
ma najcenniejszego a co ja uwielbiam –
świąteczne łakocie. A wy macie swojego świątecznego stworka, którego lubicie?
Mam nadzieję, że nie obchodzicie się z nim równie okrutnie jak ja z
Pieńkowskim! Wesołych Świąt ode mnie i pobitego Pieńkowskiego!
A.O
A.O
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz